Kronika psiego domu tymczasowego

Reguły w moim domu

Zaczynając psią przygodę, dobrze jest mieć z góry przemyślane co zwierzakowi będzie wolno i jakie będą granice akceptowalnego zachowania. W moim przypadku pierwszy miesiąc dość boleśnie zweryfikował te plany, ale po roku tymczasowania i sześciu podopiecznych wykrystalizował się nowy, bardziej realny regulamin domu.

Miejsca dozwolone i niedozwolone. Zwierzaki mają dostęp do wszystkich pomieszczeń i balkonu. Poza wyjątkowymi przypadkami, mogą się swobodnie przemieszczać, niezależnie od tego czy jestem w domu czy nie. Chodzenie po meblach jest zabronione, za wyjątkiem sofy. Mają na niej wydzieloną swoją część i – jeśli tylko mają na to ochotę – mogą tam włazić. Nie wolno im natomiast zaglądać na stoły, szafki, biurka i inne blaty. Wchodzenie do mojego łóżka również odpada.

Jedzenie. Psy dostają zasadniczą porcję jedzenia dwa razy dziennie – po porannym spacerze koło 6:00 i po mojej kawie koło 15:00. Oprócz tego zwykle dostają coś do pogryzienia po drugim spacerze (12:00) i trochę smaczków podczas ćwiczeń w domu – zwykle o 8:00 i 17:00. Jak ja jem, to mają nie przeszkadzać. Mogą się przyglądać, mogą leżeć gdzieś obok, ale nie wolno piszczeć, szczekać, siedzieć w nogach lub zaczepiać łapą czy nosem. Zwierzaki nie dostają ludzkiego jedzenia.

Spacery. Wychodzimy trzy razy dziennie – o 6:00, 12:00 i 18:00. Spacer o 12:00 jest najdłuższy i zwykle trwa około godziny. Jeśli warunki na to pozwalają, podczas tego wyjścia ćwiczymy i bawimy się. Poranne wyjście trwa 15-20 minut i służy tylko załatwieniu potrzeb fizjologicznych. Wyjście popołudniowe to 30-40 minut spokojnego kręcenia się po okolicy. W wyjątkowych sytuacjach dokładam krótki spacer po 22:00.

Podczas spaceru pies nie może ciągnąć. Jak tylko napnie smycz, zatrzymuję się i czekam aż ją poluzuje. Zwykle to pomaga i po kilku dniach problem ciągnięcia jest wyeliminowany. Ćwiczymy omijanie słupów i drzew tak, by smycz się nie plątała. Gdy idziemy chodnikiem, ja wyznaczam kierunek. Jak jesteśmy na trawniku lub łące, psi nos decyduje gdzie idziemy.

Psy wyprowadzam na lince – w zależności od planu spaceru – trzy- lub dziesięciometrowej. Nie używam szelek, chyba że idziemy pobiegać. Wtedy zwierzak ma pozwolenie na ciągnięcie, a obroża by go niepotrzebnie dusiła.

Podczas spacerów nie ma musztry. Gdy idziemy po chodniku, to psiak może wedle woli schodzić na trawnik, na tyle ile pozwala smycz. Jak idzie po chodniku ma być obok mnie lub nieznacznie przede mną. Nie pozwalam na swobodną zmianę strony.

Zabawa. W domu szaleństwa są zabronione. Jedyne dopuszczalne aktywności to praca nosem w macie węchowej, szukanie smaczków poukrywanych za meblami, zabawki na inteligencję i ćwiczenie poleceń. Miejsce zabaw ruchowych jest na spacerach – biegamy, ganiamy się, szarpiemy, podgryzamy. W te wariactwa wplatam elementy nauki – puszczanie zabawki, siadanie, przywołanie.

Zabawę inicjuję ja. Gdy pies w domu przyjdzie do mnie z zabawką, zwykle go ignoruję. Zwykle – bo czasem się zapominam i dam sprowokować do szarpania maskotki.

Zwierzak – o ile nie ma problemów z bronieniem zasobów – ma cały czas do dyspozycji jedną lub dwie zabawki. Żeby się nie znudziły, zmieniam je co tydzień.

Przeszkadzanie. Jak siedzę przy biurku w gabinecie, pies nie ma prawa zawracać mi głowy. Wszelkie próby szukania atencji są ignorowane. Gdy jestem w salonie, zwierzak może przyjść na głaski, ale w granicach rozsądku. Przeszkadzanie mi podczas snu jest niedopuszczalne. Jak zajmuję się pracami domowymi, może mi towarzyszyć, o ile tylko obserwuje, a nie traktuje tego jako zabawę.

Hałasowanie. Szczekanie na dzwonek do drzwi akceptuję. Szczekanie na przechodzących sąsiadów, na hałasy zza okna lub na psy wypatrzone z balkonu – nie. Piszczenie i inne próby zwrócenia uwagi ignoruję.

Spanie. W nocy pies ma swobodę w wyborze miejsca do spania. Zwykle jest to legowisko w mojej sypialni, ale czasami bywa też sofa lub klatka. Latem najczęściej jest to podłoga gdzieś w przedpokoju.

Kontrola. W mieszkaniu są rozstawione kamerki PTZ umożliwiające podgląd na żywo z komputera lub z telefonu. Służą do kontroli zachowania zwierzaka przebywającego w innym pomieszczeniu. Przydają się głównie w pierwszych dniach z nowym podopiecznym, gdy ten po cichu bada dom i granice akceptowalnych zachowań. Słysząc, że drepcze do kuchni, mogę bez ruszania się podejrzeć, czy nie próbuje zaglądać na blaty lub do zlewu. W takich sytuacjach głośne „ej!” wystarcza, by nauczył się, że niezależnie od tego czy jestem w pobliżu czy nie, niektórych rzeczy nie wolno robić.

Ze względu na brak innych domowników, egzekwowanie wyznaczonych granicach zależy tylko ode mnie. Nad częścią rzeczy nadal pracuję. Czasami zdarzy mi się pogłaskać znudzonego psiaka, jak pracuję przy biurku, a ten akurat podejdzie. Czasami ulegam presji i dam posiłek pół godziny wcześniej, bo tak niecierpliwie czeka. Czasami robię niespodziewany dodatkowy spacer w weekendowy poranek. Czasami charakter nowego zwierzaka zupełnie nie pasuje do dotychczasowych reguł, a czasami wymaga stworzenia nowej reguły.

Obowiązujący regulamin warto mieć zawsze dostępny w formie pisemnej. U mnie ma on formę notatek w psim kajeciku. Opiekunowi przyda się, by konsekwentnie trzymać się wyznaczonych reguł, innym domownikom przyda się, by wiedzieć czego opiekun oczekuje od psa, a psu przyda się, by go zabrać i przerobić w drobny mak, przy okazji pokazując co myśli na ten temat.

Opublikowano

Kategorie:

,