Kronika psiego domu tymczasowego

Interludium z Bombą

W przerwie między fundacyjnymi zwierzakami trafiła mi się do opieki znajoma sunia, której opiekunowie jadą na tygodniowe wakacje. Bomba to dojrzały kundelek o raczej spokojnym usposobieniu. Obecnie waży 13 kilo i wygląda masywnie. Dwa lata temu, zanim została oddana, ważyła 22 kilo i ciężko mi sobie wyobrazić jaki wtedy miała kształt.

Znam ją od dłuższego czasu i wiem czego się po niej spodziewać, ale mimo wszystko traktuję ją jak każdego innego nowego tymczasowicza. Była już u mnie kilka razy z wizytą, więc mieszkanie nie jest jej obce. Po przyjściu zwiedziła kąty dokładniej niż zwykle i, zdziwiona że nikt jej nie zabiera, położyła się do spania.

Według deklaracji, Bomba ma problemy w kontaktach z innymi psami. Po części to moja zasługa, bo zaraz po tym jak została adoptowana Rumba trochę zbyt nachalnie próbowała się z nią bawić i umocniła w niej przekonanie, by pyskiem odganiać takich natrętów. Jej opiekunowie na spacerach omijają inne zwierzaki mniejszym lub większym łukiem. Mając to na uwadze, postanawiam tak nie robić i zobaczyć co się stanie.

Na pierwszą konfrontację nie trzeba było długo czekać. Już na samym początku pierwszego spaceru do windy dosiada się sąsiad ze swoim pupilem puszczonym luzem. Bombę wryło. Siedziała i się gapiła – na zmianę na mnie i na psa – ale nawet nie warknęła. Jak dojechaliśmy na parter i tamten wyszedł, dostała pochwałę, smaczka i ruszyliśmy.

Codziennie mijaliśmy po kilkanaście psów. Część z nich szczekała, część chciała się bawić, część ją ignorowała, część próbowała się przywitać. Sunia ani razu nie zareagowała agresją. Początkowo patrzyła się na mnie pytająco i była za to nagradzana. Potem po prostu je ignorowała i zajmowała się swoimi sprawami.

W domu Bomba była w zasadzie niezauważalna. Ze względu na swoją masę i na letnie temperatury sięgające trzydziestu stopni, zdecydowaną większość czasu spędzała na spaniu. Podejmowaliśmy kilka prób zabawy, ale nie trwało to dłużej niż minutę. Zupełnie nie rozumiała treningu ani wspólnej pracy. Jak widziała lub czuła smaczek, to wyłączało jej się myślenie. Jak nie widziała i nie czuła, to nawet nie podnosiła łba. Nie potrafiła wydobyć żarcia nawet z najprostszej zabawki.

Największym problemem Bomby były burze. Pech chciał, że przez połowę dni, które spędziła u mnie, w nocy grzmiało. W swoim stałym domu w takich okolicznościach drapie ściany i drzwi, próbuje się schować gdzie popadnie. U mnie było podobnie, póki nie zobaczyła, że może się wczołgać pod moje łóżko. Od tej pory, jak tylko zaczynało się błyskać, czmychała tam na parę godzin.

Po tygodniu nie obfitującym w niespodzianki, wróciła do swoich stałych opiekunów. Ja natomiast dowiaduję się, że zauważalnie się zmieniła. Jest bardziej radosna, chętniej się bawi i lepiej reaguje na psy. Ciężko powiedzieć na ile jest to prawda i czy tak krótki pobyt faktycznie odmienił jej charakter.

Jej wizyta była miłą odmianą po wymagającym ciągłej uwagi Klocu czy Warce, z którą nawet kwadrans spaceru wykańczał człowieka fizycznie i mentalnie. Niewiele wniosła jeśli chodzi o moje doświadczenie i wiedzę, ale była miłym przerywnikiem w oczekiwaniu na kolejnego tymczasowicza.

Opublikowano